Nasz kamping Aba Huab jest polozony doslownie 15min od Twyfelfontain, wiec zjawiamy sie tam samym ranem po sniadaniu. Wita nas grozny pan z biczem na parkingu, ktory twierdzi, ze tu samochod jest bezpieczny i rownie grozny pan w recepcji, ktory zada od nas zaplaty w zamian za przewodnika – 50N$ od osoby+20N$ za samochod, opcji bez podobno nie ma, a za wejsciowke i tak musielibysmy zaplacic. Nie ma wyboru, ale w zamian dostajemy Theo, czyli nasza przewodniczke, ktora bedzie nas oprowadzac przez najblizsze 45min przez 2000-4000 letnie malunki naskalne, ktore naleza do Twyfelfontain i ktore jaka pierwsze miejsce w Namibi w 2007 roku zostaly wpisane na liste dziedzictwa kulturowego UNESCO. Wszelkie malunki naskalne w pigulce i do tego jest ich pelno, a nie tylko jeden bialy slon. Cale stada zyraf, nosorazcow, sloni, oryxow, flaminogow, lwow i wszelkich innych zwierzat. A do tego po drodze wypytujemy pania i uczymy sie jeszcze jezyka Damara, ktory charakteryzuje sie specyficznym kilkaniem jezyka przy poszczegolnych literach. Teraz mozemy sie juz przywitac w jezyku Damara, gorzej tylko jak ktos nam odpowie ;) Po 45 minutach dochodzimy do startu i zegnamy sie z bardzo pozytywnymi wrazeniami.
Wracamy ta sama droga i na rozdrozy, z ktorego dzis przyjechalismy ruszamy w drugim kierunku na Orgel Pipse, czyli przedziwna formacje skalna przypominajaca organy, lub plytki. Tam rowniez na samym srodku stoi pan,ktory wyglada jak rodowity rasta-men w mundurze i u ktorego musimy sie wpisac na liste, ale bez dalszych oplat. Same skalki interesujace, ale nie powalaja z nog. Na oddalona kawalek dalej spalona gore nawet nie jedziemy, widac ja juz z Orgel Pipse, a poza czarna skala na tle jasniejszych gor, jakos nie spodziewamy sie wiekszych atrakcji. Rasta-men w mundurze potwierdza.
Dalej pedzimy do Petrified Forest, czyli kamiennego lasu, czyli ogromnych pni (nawet do 6 metrow obwodu), ktore woda przytaszczyla tu az z Angoli, i ktore lezaly przez lata pokryte woda i w zwiazku z brakiem tlenu powoli kamienialy (historia w bardzo wielkim skrocie ;)). Najpierw musimy wrocic do glownej trasy C39 i pozniej podazac jeszcze przez okolo 30 km w kierunku Kxorixas. Ale juz po jakis 12km widzimy znaki zjazdu. Troche sie dziwimy, ale postanawiamy zjechac. Bardzo kamienistym dojazdem ladujemy przy skleconym z drewna stoisku z napisem office i 2 chlopakami za lada. Procedura normalna wpisac sie do ksiegi i zaplacic wejsciowke. Cos nam tu nie gra, ale na parkingu stoi inny samochod turystow, wiec sie decydujemy. Po fakcie okaze sie, ze to lokalni ludzie, ktorzy chca zarobic na turystach (oficjalne miejsce prowadzone przez instytucje rzadowa jest faktycznie na 30kilometrze od zjazdu z C39 do Twyfelfontein). Na tym terenie maja coprawda jedno male kamienne drzewo, i cale mnostwo kawalkow, jak rowniez welwitschie, ale to nie porownywalne. Troche zniesmaczeni wracamy i zastanawiamy sie, co zrobic dalej, bo niby juz widzielismy, tylko nie duze drzewa, ale z drugiej strony, w sumie to bylo nam po drodze, bo tak to musimy nadrobic jeszcze 60km w ta i spowrotem do oficjalnego miejsca. Biorac pod uwage, ze 60km na tutejszych drogach to prawie godzina jazdy rezygnujemy i jedziemy juz prosto do cieplych zrodel w okolicach Sesfontein podazajac C43 i C556.
cdn