No i się zaczęło. Tyle wszyscy piszą o tłumie, przepychankach i szoku na lotnisku a tu nic. Hale puste. Kolejek zadnych. Fakt wszyscy się rzucili do wypisywania formularzy wizowych a kawałek dalej stoi 7 albo i więcej automatów do skladania wniosków. No dobrze tylko jeden działa i kamerą do robienia zdjęć jest tak wysoko, że prawie trzeba podskoczyć, a lokalsi są nawet nizsi ode mnie. Choć nie wiem,czy cały ten wysiłek konieczny, bo nawet jak napiszesz bzdury to przyjmują. Dalej w jednym okienku płacisz w kolejnym odbierasz wizę. Bez kolejek,z uśmiechem. Nawet zalatwianie taksówki sprawnie. Najpierw sprawdzam prepaid (750Rs trochę za Thamel), poczym wychodzę i do każdego zamawiającego taksówkarza mówię 500. Im dalej odejdziesz tym lepsza cena. Mnie się nie chcę chodzić po nocnym locie,więc wsiadam za 600Rs. Sprawnie lawirujac w ruchu,to na naszym pasie to na innym,bo tak akurat wygodniej, zostaję odstawiona do Kathmandu Boutique Hotel, zanim padne, zostaję ugoszczona kawa i herbata w mini ogródku i już dostaję info o treku i Tybecie, czekajac aż skończą czyścić mój pokój.