Noc w chacie to nic w porownaniu z ta autobusem, bo to nawet nie lodowka, tylko zamrazarka. A pan kierowca ignoruje jakiekolwiek prosby o wylaczeniu lub skreceniu troche klimatyzacji. Chyba sie boi, ze wtedy autobus stracilby status AC... Po drodze stajemy w jadlodajniach przydroznych, przezywam pierwszy korek indyjski i przysypiam w chwilach przerwy gdy sie nie trzese z zimna. Sasiad rozpycha sie niesamowicie i dziwnie w moim kierunku, nawet gdy probuje sie odsunac. Zwracam mu uwage i szczesliwie przy najblizyszm przystanku znajduje inne miejsce i sie przesiada. Mam nadzieje, ze to juz ostatnia wpadka tej podrozy i Indie nie pozostana mi tak w pamiecie. I faktycznie Mumbai za dnia wyglada o wiele lepiej, jedziemy przez niego bez konca. Po chwili okazuje sie dlaczego. Nagle karza mi wysiasc w jakims dziwynym miejscu i nawet nie sa mi w stanie pokazac gdzie jestem, bo moja mapa Mumbaju konczy sie wczesniej. A miejsce wysiadki, ktore potwierdzili mi przy wsiadaniu, wcale nie bylo w planie!!!! Mowia mi, ze moge wrocic pociagiem, albo tuk-tukiem i odjezdzaja. Jesli ktokolwiek chce cos bukowac z firma (Speedbird travel & tours - odradzam). Zieje ogniem. Decyduje sie na tuk-tuka, ktory zaczyna negocjacje od 900Rp i konczy na 300Rp. Mumbai chyba nie chce, zebym go polubila, ale ja tak nie potrafie, objechalam go juz busem, taksowka i tuk-tukiem wzdluz i wszez i za kazdym razem coraz bardziej mnie zadziwia. Architektura, wszedobylska zielenia, cos co jak na Indie nawet mozna nazwac schludnoscia w porownaniu z Delhi. Coraz bardzije zaczynam go lubic. Dojezdzam do Victoria Terminus i jestem zachwycona. To teraz tylko zostawic gdzies bagaz i na miasto. To jednak okazuje sie kolejnym wyzwaniem. Wszedzie odmawiaja, zupelnie ignoruja. Znowu nowe doswiadczenie. Od chlopaka na ulicy dostaje adres Salvation Army, gdzie w koncu docieram i bardzo sie ciesze, bo to doslownie w miejscu, gdzie chce rozpoczac swa wedrowke. Gatway India. Ostatni dzien Diwali i tlumy hindusow. Decyduje sie na przejazdzke na wyspe Elephanta, 150Rp za godzinna podroz lodzia i niesamowity widok Mumbaju od wody i wspolpasazerow. Jestem jedynym turysta. Gdy docieramy zaczyna sie szlak stoisk z pamiatkami i przekaskami wspinajacy sie schodami do jaskin. Na gorze okazuje sie, ze trzeba jeszcze zaplacic 250Rp za wejscie, ktore obejmuje rowniez przewodnika, ale tego ani widu ani slychu. Nie tracac czasu zwiedzam na wlasna reke. Koleje swiatynie wykute w skalach, ktore nie robia jednak takiego wrazenia, gdy widzialo sie wczesniej jaskinie Ellora (jesli nie to dobra alternatywa). To jednak ulubione miejsce na pikniki i faktycznie ciezko znalezc wolny skrawek trawy wokol jaskin. Lekko roczarowana, przysiadam na stolowkowe Thali i zmierzam spowrotem. Jazda spowrotem to przyjmnosc lekkiej bryzy przy zarze lejacym sie z nieba. Koncentruje sie na otoczeniu i obserwujac wode zliczam 17 klapkow bez pary, jedna zdechla krowe i niezliczona ilosc smieci plywajacych po wodach portu. To prawdziwe wyzwanie dla zeglarzy, bo wypatrzenie w tym siecie jest niemozliwoscia a jednak popoludniowa pora jachtow pojawia sie kilka. Na miejscu kontynuje wedrowke wzdloz budynkow z epoki kolonialnej. Zatrzymuje sie w muzeum Chhatrapati Shivaji Maharaj Vastu Sangrahalaya, ktory prezentuje przekroj sztuki indyjskiej i fauny i flory. W koncu widze tygrysa;).
Po muzeum bazarami zmierzam do stacji Victoria Terminus i nagle dzieje sie cos dziwnego. Wszyscy zaczynaja pakowac, zbierac sie, zamykac. Dopiero sie zciemnia. To niemozliwe. Co z moimi zakupami????? Wszyscy w poruszeniu i mowia, zebym wracala do hotelu bo za pare minut moze byc problem z jakimkolwiek powrotem. Zmarl Thackeray przywodca nacjonalistycznej partii. Podobno nawet kilka dni temu, ale oglaszaja to dopiero teraz ze wzgledu na Diwali. W ciagu paru minut wszystko zamkniete, taksowki stoja, busow coraz mniej. Szal. Pospiechem wracam do hotelu odberac bagaz dostac jakos wode do picia, bo nawet to bylo na ulicach niemozliwe. Teraz tylko jak najszybciej dostac sie na lotnisko, jesli to wogole mozliwe, bo cialo podobno jest gdzies niedaleko lotniska i wszystko zamkniete. To okazuje sie jednak mnejszym problemem, bo nawet jesli to zadna taksowka nie chce jechac w kierunku lotniska. Mojej umowionej rano taksowki za 350Rp ani widu ani slychu. Zgaduje sie z dwojka innych nieszczesnikow, ktorzy tez chca sie wydostac z miasta. W koncu jakis hindus pomaga nam zalatwic taksowke za 2000Rp od osoby. Skandal, ale biorac pod uwage, co sie dzieje na ulicach wsiadmy i mamy tylko nadzieje, ze wogole dojedziemy. Kierowca kaze nam zablokowac drzwi i nie otwierac okien jakby ktos pukal. Na ulicy pelno policji. Pan ma nerwy, bo zapala papierosa, choc palenie w taksowce grozi surowa kara. Wszyscy probuja sie dostac do domu, bo robi sie ogromny korek. Jest 19sta. Ostatnie podziwianie Mumbaju noca z okien taksowki. Na lotnisko docieramy przed 21wsza i oddychamy z ulga. Na lotnisku kolejny harmider. Bo oczywiscie wszyscy dojezdzaja teraz nawet jak maja lot pozna noca. Cale lotnisko to jedna wielka kolejka. Zdanie bagazy, przejscie przez kontrole imigracyjna, paszportow i bramki bezpieczenstwa udaje mi sie zakonczyc krotko przed polnoca. Doslownie za chwile moge wejsc na poklad samolotu i juz jedynie w snach podrozowac po Indiach. Do nastepnego razu:)