Geoblog.pl    Katschkita    Podróże    I BOLIV I can manage    Miasta, miasteczka i wioski...
Zwiń mapę
2013
18
lut

Miasta, miasteczka i wioski...

 
Boliwia
Boliwia, Tarata
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10605 km
 
Poniedzialek i CBBA okazuje sie zupelnie innym miastem. Pelna zycia, sklepikow i gwaru. Leniwie rozpoczynamy dzien z Saltenias (ja tym razem pikantne) i zalatwiamy drobne sprawonki, czyli biuro turystyczne w zwiazku z bezpieczenstwem kilku miejsc gdzie sie bedziemy wybierac, zakupy na picknik na rynku, komorke boliwianska w dzielnicy telefonicznej (tutaj jak w Azji, sklepy z jednej branzy skupiaja sie w jednym miejscu,) gdzie nawet wozek z lemoniada ma 2 stacjonarne telefony, z ktorych mozna dzwonic. Zaopatrzeni zmierzamy okreznymi drogami (bo kazdy zapytany ma inna wersje gdzie to jest) w kierunku busow do Tarata. Po drodze zalapujemy sie demonstracje na Plaza 14 de Septiembre w imieniu zachowania dziedzictwa kultury (czyli uprawy koki), na ulice pisarzy, gdzie rzadkiem stoja stoliki z maszyna do pisania i panem, ktory wszystko dla nas napisze (wiele osob w Boliwi nadal nie potrafi pisac) jak rowniez na stacje kolejowa, skad odjezdza pociag w postaci busa(!nie dopytalismy czy trzeba miec rezerwacje;)). W koncu jednak udaje nam sie znalezc busa (busy odjezdzaja z roznych ulic miasta w zaleznosci od celu wyprawy) jak sie okazuje najmniejszego z 3 rodzaji czyli tzw. Trufi. Za cale 4 boliwianos mkniemy poza miasto i krajobraz zmienia sie nagle na willowo-gorzysty. Przepych az kluje w oczy a widoki gor zapieraja dech w piersi. Wzdloz sztucznego jeziora Angostura i krajobrazow coraz bardziej wiejskich docieramy do malej przeuroczej miejscowosci Tarata (2770m), ktorej zycie toczy sie leniwie posrod kolonialnych blisko 300 letnich domow. Blakamy sie i w koncu droga prowadzaca po wyschnietej rzece (mostek nadal sie jeszcze ostal) zmierzamy do pobliskiego kosciela, gdzie znajduja sie szczatki Saint Severino. Wizyte konczymy piknikiem na glownym placu z tutejszych bulek, sera i owocow cherimoya, ktore smakuja troche jak lody ryzowe i na ktore sezon jest tylko przez miesiac raz do roku. To sie nazywa szczescie. Z placu rowniez lapiemy taksowke do Huayaculli (2800m) gdzie domki z cegly zastepuja domostwa z lajna krowiego i ogrodki kaktusowe, ale glowny plac oczywiscie jest. Wioska ta slynie z wyrobow ceramicznych i piece do wypiekani widac faktycznie w kazdej zagrodzie. Prace jednak stanely w miejscu gdyz zbiera sie na deszcze. Zostajemy jednak zaproszeni na chiche, czyli tutejszy napoj alkoholowy z kukurydzy (orginalnie przygotowywany przez zucie ziaren aż do uzyskania konsystencji ciasta, które jest suszone i umieszczane w ciepłej wodzie, gdzie działanie amylazy ślinowej dobiega końca. Wtedy dodaje się zakwas i rozpoczyna się fermentacje). Odmawiac nie wypada. Usadowieni na koszu z kurczakami mozemy sie przygladac jak jeden po drugim zostaje ubity, opiezony i oprawiony. Jak sie okazuje wlasciciel ma urodziny i dlatego te wielkie przygotowania. Gdy pytam czy moge zrobic kilka zdjec nagle atmosfera robi sie dziwna i chca pieniadze, wiec sie grzecznie zegnamy. Podobna sytuacja jest gdy przez kaktusy docieramy do malego kosciolka na obrzezach wsi, ktory jak sie okazuje lezy po czesci na posesji prywatnej, a w kazdym badz razie gospodarz ma klucze i oczywiscie chce pieniadze. Po dluzszej rozmowie, okazuje sie, ze gospodarz ma wspolna rodzine z Alexem, ale i tak musimy zaplacic. Burza nadciaga coraz blizej, wiec biegniemy na plac glowny, zeby zlapac taksowke, ale poza porywanym wiatrem piaskiem na placu martwa cisza i zadnego samochodu. Wiec czekamy, bo opcja druga to 17km do najblizszego miasteczka, ale w koncu przejezdza taksowka tzw. Collectivo czyli ile sie zmiesci, ale my sie miescimy i zabieramy sie do Cliza przez kolejna serie wiosek i krajobrazow gorskich. Cliza to rowniez mala miejscowosc, gdzie po krotkim spacerze lapiemy autobus tym razem duzy typu micro za 4 boliwianos spowrotem do CBBA. Dzien konczymy kolacja w wiezowcu z widokiem noca na miasto i wyzerka miesna, gdzie kelnerzy kraza od stolika do stolika z roznami wszelkiego rodzaju miesa i odcinaja na zyczenie ile sie chce. Do tego buffet z dodatkami do miesa. Nie moge sie ruszac;)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
ala
ala - 2013-02-20 20:57
widze,ze kaktusy to i tam na dachach rosna :P fajnie tam.... :)
 
Katschkita
Katschkita - 2013-02-20 22:22
No fajnie, nie wiem tylko czy te kaktusy sa 300 letnie...
 
kvolo
kvolo - 2013-02-28 09:22
Na Isla de Pescados jest jeden 1200-letni, jak mu liczą po centymetrach wzrostu.
 
Katschkita
Katschkita - 2013-03-02 22:58
Biorac pod uwage powyzsze dane, pozostaje pytanie co jest starsze: kaktus czy dom? ;)
 
 
zwiedziła 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 113 wpisów113 263 komentarze263 726 zdjęć726 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
20.03.2017 - 13.04.2017
 
 
14.06.2014 - 05.07.2014
 
 
04.10.2013 - 27.10.2013