Geoblog.pl    Katschkita    Podróże    I BOLIV I can manage    Spowrotem do orginalnego planu
Zwiń mapę
2013
25
lut

Spowrotem do orginalnego planu

 
Boliwia
Boliwia, Potosí
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11083 km
 
Budze sie w nocy bo jest mi za cieplo pod 6 kocami, ktore byly przygotowane do spania. Tu raczej nie ma czegos takiego jak ogrzewanie, ale chyba pol metrowej grubosci sciany klasztoru robia swoje. Pozbywam sie 3 warstw i przysypiam. Rano kolejny niepokoj, bo goraca woda zaczyna leciec dopiero po 5 minutach i juz sie nastawiam psychicznie na zimny prysznic. Potosi to najwyzej polozone miasto na swiecie (4100m), a wiec upaly z poprzednich dni gdzie zimny prysznic nie gral roli nalezy pozegnac. Choc wbrew pozorom nie jest zimno i spokojnie poruszam sie tylko w bluzie. Po sniadaniu udaje sie do kopalni srebra i cynku. A Alex, ktory juz je widzial ma dzien wolny;) Spokojnie czekam wiec na busa, ktory ma mnie odebrac i ktory zalatwilam sobie jeszcze wczoraj w hostelu. Ale busa ani widu ani slychu, a recepcja zamknieta, zeby sie cos spytac. W koncu zjawia sie ktos z hostelu i po krotkiej wymianie zdan prowadzi mnie do agencji turystycznej, gdzie niby wykupilam miejsce (Operadora de Turismo Amigos de Bolivia), gdzie najpierw wogole dostaje pokwitowanie rezerwacji a pozniej pani z agencji goni ze mna przez pol miasta bus, ktory w sumie juz odjechal, ale go lapiemy (co dziwne pani dyszy bardziej niz ja a jestesmy na ponad 4000m i to ona jest tutejsza). Zaczyna sie dobrze. Krotki przystanek w bocznej uliczce gdzie przebieraja nas za gornikow (kalosze, spodnie i bluza, kask i lampa) i do nastepnego przystanku gdzie mozemy sprobowac wszystkiego co gornik potrzebuje, czyli koki, wodki 96% (!), obejrzec dynamit i zrobic zakupy dla gornikow. Teraz juz nic nie stoi na przeszkodzie i podazamy prosto do kopalni. W grupie 3 osobowej zaglebiamy sie na pieszo waskim korytarzem pod ziemie. Juz na samym poczatku mijaja nas puste wagony i gornicy, ktorzy zmierzaja do pracy, a my sie przyklejamy do sciany, zeby zrobic im miejsce. Prawie na czworakach schodzimy dalej, przejsciami, korytarzami...powoli pot leje sie nam z czola, bo im glebiej tym bardziej goraca. Po drodze spotykamy gornikow przy pracy. Jedni pchajacy 1,5 tony ladunku do wyjscia, gdzie wagonik prawie sie wykoleja na zakrecie i pomagamy, go ustawic spowrotem na tory. Inni przygotowujacy ladunki wybuchowe...obserwujemy cala operacje i jestesmy kilkanascie metrow dalej gdy dynamit eksploduje, niesamowite i troche przerazajace uczucie. Inni lupia kamienie mlatkie selekcjonujac te ze srebrem. Parokrotnie mijamy miejsca kultu Tio czyli wcielenia diabla. Po 2 godzinach wychodzimy na powiezchnie i brakuje nam slow. My mamy dosc po 2 godzinnach a co dopiero mowic o 40 godzinnym tygodniu pracy. Wracam do hotelu, gdzie Alex juz czeka. Rezygnuje z muzeum historii Potosi i wyrobu monet bo padam z glodu i wybieramy sie na lunch, ktory okazuje sie byc almuerzo completo. Normalnie 5 dan, ale surowki sie skonczyly, bo jest po 14 godz. A almuerzo completo to jest w sumie podawane tylko od 12-14 godz., wiec i tak mamy szczescie. 1wsze danie to zupa jak polski krupnik tylko ze z kukurydza, 2gie to milanesa de pollo czyli cos jak schabowy z kurczaka z mieszanka ryzu i frytek i na deser galaretka... probuje wszystkiego i szczesliwi wracamy na miasto. Potosi to kolejne miasto kolonialne wpisane an liste dzidzictwa kulturowego UNESCO i choc zupeleni rozniace sie od Sucre urzeka nas swymi kolonialnymi domami i waskimi uliczkami. Szybko zalatwiamy bielty autobusowe na jutro i mylac autobus spowrotem z dworca do centrum nagle ladujemy na obrzezach miasta, gdzie ulice tetnia straganowym zyciem...Ja sie czuje w swoim elemencie, ale jednak wracamy do centrum i blakamy sie po uliczkach i kosciolach. Jeden z nich Iglesia de San Martin zupelnie nas zaskakuje. Absolutnie niepozorny z zewnatrz kosciol z wejsciem bocznym przez budowe, ogrodek i piwnice okazuje sie byc perelka barokowa. Nie do przegapienia. Gdy wychodzimy leje, wiec chowamy sie na goraca herbatke, zeby sie rozgrzac i poniewaz nie przestaje wracamy do hostelu. Wieczorem decydujemy sie jednak zajrzec do restauracji, ktora nas zaintrygowala, gdy przechodzilismy tam w ciagu dnia i ktora jest prawie, ze na rogu od naszego hostelu. Puka Wasi, ktore oferuje tylko lokalne dania, a dokladniej mowiac cale 2 Wacazapato i Kalapurka (zmieniaja sie w zaleznosci od dnia). Ja zamawiam to drugie co okazuje sie zupa kamienna ! ;). W doslownym tego slowa znaczeniu, bo na stol wjezdza ceramiczna miska z zupa bulgotajaca jak gejzer przez dwa gorace kamienie, ktore sa wrzucone do srodka. A w sumie jest pyszna lekko pikantna zupa kukurydziana z miesem z lamy. Po leniwym krokiem wracamy do hostelu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (12)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (9)
DODAJ KOMENTARZ
kvolo
kvolo - 2013-02-26 12:45
Coraz bardziej żałuję, że moja wizyta w Boliwii to był tylko wielki bieg na Salar de Uyuni i z powrotem (choć to absolutnie najbardziej absurdalne miejsce jakie w życiu widziałem) (i chyba najpiękniejsze zarazem). Najwyraźniej będę musiał się wybrać Twoimi śladami dnia pewnego :-D Dzielna Katschikita!
 
Katschkita
Katschkita - 2013-02-27 03:40
zdecydowanie warto. Ja mam wrazenie, ze nawet ten miesiac to za malo. Nawet jesli udalo mi sie wlasnie znowu przemicic kolejne miejsce, ktorego nie bylo w orginalnym planie...;)
 
kvolo
kvolo - 2013-02-27 11:10
Dziecię, wracaj na ojczyzny łono, ja cię uczyć każę... Ty polską polskość językową tracisz!
W polskim są 'żywioły', a nie 'elementy'. :-D
(a przez chwilę się nawet zastanawiałem jak się 'czuć w swoim elemencie'...) :-D
 
monisza
monisza - 2013-02-27 15:49
po pierwsze ... wow... to tyle moge wydobyc z siebie komentujac wpis powyzej.... po drugie kocham luca bessona i dla mnie mozesz byc nawet w szostym elemencie;-)))
 
kvolo
kvolo - 2013-02-28 09:18
No ale że co 'wow'?
:-)
 
ala
ala - 2013-02-28 21:03
ten kosciol naprawde piekny... zreszta tu szkoda slow powoli... ach....
 
zula
zula - 2013-03-02 16:39
Z zainteresowaniem czytam opis i oglądam zdjęcia (bardzo podoba mi się nr "8" a także wszystkie dania na talerzach !) ,
pozdrawiam i szczęśliwej drogi
 
Katschkita
Katschkita - 2013-03-02 23:10
haha, Bartek, to wszystko wina komputera, bo nie sprawdza mi gramatyki polskiej ;) i po drugie widze, ze sie z Monia rozumiemy co do Luca Bessona ;)
 
Katschkita
Katschkita - 2013-03-02 23:12
HI Zula, Dzieki sliczne. Kolejne odcinki telenoweli boliwianskiej juz sa w produkcji ;)
 
 
zwiedziła 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 113 wpisów113 263 komentarze263 726 zdjęć726 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
20.03.2017 - 13.04.2017
 
 
14.06.2014 - 05.07.2014
 
 
04.10.2013 - 27.10.2013