Geoblog.pl    Katschkita    Podróże    Myanmar - czyli Do's and Don'ts    Wycieczka rolnicza i wsciekle pijawki / agricultural trip and furiously leeches
Zwiń mapę
2013
13
paź

Wycieczka rolnicza i wsciekle pijawki / agricultural trip and furiously leeches

 
Birma
Birma, Kalaw
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1367 km
 
Do Kalaw docieramy o 2godz. Wnocy, czyli szybciej o jakies 2 gdziny niz przewiduje przewodnik, ktory zreszta nawet nie ma nocnego polaczenia. Odmawiamy kilku panom, ktorzy oferuja nam pokoje i zmierzamy prosto do Golden Kalaw Inn, gdzie dzownilismy przed wyjazdem, zeby dostac rezerwacje. Za 14$ dostajemy pokoj i doslownie padamy na lozko. Rano dostajemy sniadanie na tarasie, wersja kontynentalna, bo nasze zoladki chyba w koncu przechodza aklimatyzacje albo reaguja na malaron, i miedzy zjedzeniem omletu i posmarowanime tosta dzemem pomaranczowym zalatwiamy z pania od sniadania przewodnika na wycieczke po okolicach, ktory po 20minutach juz czeka na nas na dole. Ledwo co zdazylismy dojesc. Po potwierdzeniu, ze chlopiec ma na imie Puta ruszamy w droge po oklicznych pagorkach, a jak sie okazuje bardziej polach uprawnych na wzgorzach, bo co chwila tylko mijamy plantacje herbaty, pomaranczy, truskawek, imbiru, ryzu suchy i mokry, tamarynd, kolendra, mango, awokado, kukurydzy, i czego tylko dusza zapragnie porownujac z wersjami, ktore mozemy dostac u nas w supermarkecie i widzac ile traca w drodze. Przez wioske Tayaw, gdzie powinnismy widziec ludnosc z mniejszosci Palaung, a widzimy tylko suszaca sie herbate, ogrodki dyniowe, 2 krowy i dzieci wracajace ze szkoly docieramy do miejsca widokowego, gdzie dostajemy lunch z przepikenym widokiem na doline i pobliskie wzgorza. Chwile po nas na miejsce dociera rowniez urzednik finansowy z zona. Jaki ten swiat jest maly. Droga powrotna prowadzi przez las nad jeziorem, z czego czesc jest rezerwatem wiecznej zieleni. Przedzieramy sie prawie jak przez dzungle, gdzie Puta stara sie zlamac kazda wystajaca galazke, zeby tylko nam zrobic przejscie. Tych sciezek w zyciu bysmy nie znalezli bez przewodnika. Przy przejsciu przez drugi strumyk po ulozonych kijkach oczywiscie musze wpasc do wody. Bartek tez tylko, ze on ma sandaly, a ja pelne buty, wiec podazam dalej chlupoczac butami. Tym razem poznajemy nie tylko flore, ale nawiazujemy rowniez blizszy kontak z fauna gdy ja nagle krzycze, bo cos mnie ugryzlo. Po blizszych ogledzinach odrywam sobie od kostki mini pijawke i zrzucam kolejne, ktore jus sie wspinaja po butach. Bartek profilaktycznie sprawdza swoje stopy i nagle odkrywa cale stado pijawek pomiedzy palcami u stop, ktorych nawet nie poczul. Po ich oderwaniu krew sie leje, co tylko przyciaga ich wiecej, wiec czym predzej ruszamy. Zbliza sie wieczor a tu kolejna porcja pol, sadow i grzadek. Poznym popoludniem z przyjemnym zmeczeniem w miesniach docieramy do fazy koncowej czyli pagody z bambusowym budda (Hnee pagoda), gdzie dostajemy herbatke do picia i salatke z herbaty fermentowanej serwowana przez mniszke. Stamtad podazamy do Shwe Oo Min Paya, czyli swiatyni w grocie, gdzie do nurtujacych nas pytan podrozniczych dopisujemy nowe ‘ile figurek buddy moze sie zmiescic na metrze kwadratowy’ a moze lepiej powiedziec szesciennym bo figurki sa wszedzie na podlodze, w scianach, w skalach niekonczacych sie grot. Jesli nie masz czasu na dojechanie do miejscowosci Pindaya, to to jest dobra alternatywa, przynajmniej na nas pozostawia takie wrazenie, ze skreslamy Pindaya z listy miejsc do odwiedzenia, nawet jesli tam groty sa jeszcze wieksze.
Juz w drodze do Shwe Oo Min Paya mielismy przedsmal kurortu wczasowego w stylu DaLat w wietnamie, ktory potwierdza sie gdy wedrujemy przez kolejne willowe i kwieciste ulice. Przez miasto i rynek Puta odprowadza nas do hotelu, gdzie probuje nas polaczyc z swoim kolega, ktory moze nam pomoc w organizacji pozwolen i wyprawy do Loikaw. Kolega jednak nie odbiera, wiec dziekujemy i idziemy na miasto zalatwiac sami ignorujac fakt iz jest godzina 20 w niedziele. Wiekszosc agencji nawet nie wie o jakiej miejscowosci mowimy a druga czesc twierdzi, ze turystom tam wjezdzac nie wolno, az trafiamy na Johnatana a moze lepiej powiedziec do drewnianej budki na rynku na przeciwko banku, gdzie stoja tylko krzesla i zieje pustka. Gdy chcemy juz odejsc z baru pod drugiej stronie drogi podbiega do nas pan, ktory na dzien dobry zabija nas oddechem przesyconym winnem po czym po chwili namyslu w zwiazku z naszym zapytaniem zaczyna wymieniac jak katarynka, ze tak, tak, no najlepiej lokalnym busem o 5tej rano do Loikaw, potem zorganizowac na miejscu, potem wioski, potem lodka, ale to trzeba by z Pekon, no pozwolenia to nie problem, moze zalatwic dzis w nocy, a no i jeszcze przewodnik, tak, tak da sie za 90$. Tym razem to nas zabilo. Zszokowani wychodzimy z lokalu na narade wojenna probujac dojsc do tego jak to mozliwe, bo tu sie nic nie kleji. Pijany gosc mowi, ze moze nam zalatwic pozwolenia na wjazd w kontrolowane i po czesci niedostepne rejony kraju od tak w niedziele w nocy, zebysmy mogli wyjechac rano...Glowy nam czerwienieja od myslenia, czy mozna mu zaufowac czy nie po czym w koncu decydujemy sie na kontrolowana wersje ‘no risk no fun’, czyli tragujemy cene do 80$ od osoby, z czego teraz placimy tylko jego oplate czyli 6000kyat, pierwsze 80$ przewodnikowi rano jesli faktycznie po nas przyjdzie, zeby mogl zaplacic za busa itd. i 80$ jesli szczesliwie skonczymy wycieczke w miejscu docelowym. Po czym dostajemy fakture pisana olowkiem na kartce z zeszytu opiewajaca na:
Agnieszka +1
Przewodnik: 3 dni, liczb 1
Posilki: 7
Noclegi: 2
Przesylanie bagazu: 2
Lodz: 1
Inne: Bilety ( do wyboru z taksowki, rowerow gorskich, zwiedzania, ogladania ptakow, farmy sloni, pomocnikow...)
Cena: 80$
I podpis. Biorac pod uwage jakosc dokumentu nawet nie zwracamy panu uwagi, ze pomilil sie w cenie za calosc uslug. Po czym wszystko dzieje sie bardzo szybko. Biegniemy do hotelu, bo nie mamy przy sobie nawet pieniedzy, zeby zaplacic za oplate pana w wysokosci 6.000 kyat. Ja zostaje, zeby zalatiwic od razu oplate za hotel a Bartek biegnie spowrotem, gdzie poznaje przy okazji od razu naszego przewodnika na jutro czyli malego indianskiego chlopca o imieniu Quitai. Ja w hotelu nie zalatiwam nic, bo starszy pan, ktory pilnuje nie bardzo rozumie o co mi chodzi, a nikogo poza nim nie ma. Wiec wracamy do pakowania rzeczy, bo jesli nasz pijany wysatawca faktury jutro rano jeszcze bedzie pamietal co obiecal to nasz autobus odjezdza o godzinnie 5-6 rano. Po czym z rytmu wybija nas pukanie do drzwi, poniewaz przyszedl ktos, kto podobno mowi lepiej po angielsku. Na dole spotykam niepozornego pana o imieniu John i nagle zaczynamy wierzyc w supermena. Jest godzina 21 w niedziel, pan na dzien dobry zalatwia nam wymiane dollarow na kyat, rozlicza nas za hotel. Po czym jak dowiaduje sie, ze wlasnie zalatwilismy wycieczke z Johnatanem, stwierdza tylko ‘a z tym pijanym kolesiem...’na serca przestaja bic, no niezle sie wkopalismy. Po czym dodaje ‘to moj przyjaciel’po czym na wszelki wypadek mowi nam, gdzie najlepiej przenocowac (wlacznie z tym, ze jedzie do domu po wizytowki), jak najlepiej sie zachowywac na check pointach z policja, co mowic, co robic i zeby sie nie bac bo strzelaja tylko wtedy jak sie przejezdza przez chek point bez zatrzymania sie... ze najlepiej miec ze soba kopie paszportu i wizy, bo beda o to pytac. Ja mam, ale Bartek nie, wiec zabiera go do najblizszego miejsca gdzie mozna zrobic kopie na motorze. Gdzie pojechac. Ze gdyby w wioskach nie bylo kobiet zyraf to jedna siedzi zawsze w Loikaw kolo klasztoru na przeciwko pola ryzowego. Ze trzeba byc wczesniej w Pekon, zeby zdazyc na lodke itd. wlacznie z tym, ze z domu przynosi zdjecia z jego ostatniej wyprawy. Gdy okazuje sie, ze w naszym hotelu nie bedzie mogli dostac rano sniadania, bo dojezdza dopiero o godz. 7 a my mamy busa o 5tej, po kilku minutach dostajemy reklamowke z bochenkiem chleba tostowego, sloikiem dzemu truskawkowego i dwoma soczkami, z przeprosinami, ze tak skromnie. My tylko siedzimy i popijamy herbatke zielona, ktora pan nie mowiacy po angielsku ciagle nam dolewa i tylko wybucha smiechem na caly hotel jak Bartek do mnie mowi ‘crazy women’ i ciagle probuje sie wmieszac w rozmowe. Nie wierzymy wlasnym oczom co sie wokol nas dzieje. Po instrukcji o Loikaw i kobietach zyrafach dostajemy jeszcze mase informacji o jeziorze Inle. Ten facet to chodzacy przewodnik, tyle tylko, ze aktualne wydanie ;) Ale zaczyna sie robic pozno.
Wyposazeni biegniemy na gore, coby na wszelki wypadek sie spakowac, choc chyba oboje nie wierzymy, ze ktos po nas o tej 5 godzinie przyjdzie i John swoim opowiesciami co gdzie i jak jakos nas nie uspokoil, ale przynajmniej mamy insturkcje gdyby rano nikt sie nie zjawil – usmiechac sie i powtarzac ‘my tu tylko przejazdem do Loikaw, nic nie zwiedzamy, nic nie chcemy’. Na dobranoc szybka kapiel, ktora okazuje sie byc troche bardziej skomplikowana, bo z rury z napisem ‘Zimna’ leci woda goraca a z rury z napisem ‘Goraca’leci woda jeszcze bardziej goraca. Nawet woda w toalecie jest goraca. Przypisujemy to na karb ich goscinnosci i faktu iz chca zadbac o klientow, tylko ze jakos nie mamy ochoty na poparzenia 3 stopnia. Wkradamy sie wiec do pokoju obok, gdzie zimna woda jeszcze nie zdazyla zleciec z rur, a ktory stoi otworem, bo jestesmy jedynymi goscimi w hotelu. Prysznic blyskawiczny. Coby nie zdazyc sie poparzyc. Nikt nawet nie zauwaza, a wiec wszystko w porzadku. Idziemy spac ale napiecie mozna kroic nozem...przyjdzie ktos po nas o 5:30 czy nie...
Jesli potrzbujesz supermena to adres do Johna jest: JohnSylvister@gmail.com albo John.Kalaw@gmail.com albo komorka (0095)09428338186 albo po prostu pytaj w jakim kolwiek hotelu o Johna, a w Golden Kalaw Inn to juz wogole go znaja, a nawet jesli nie on sam to wlasciciele Goledn Kalaw Inn na pewno ci pomoga i wszystko zorganizuja

--------------------------------------------------------------------------------------
We land in Kalaw at 2am that is 2 hours too early according to the guide book time for this connection that doesn’t even list night bus. Fortunately we called from Bagan already a hotel to make reservation so we go straight to Golden Kalaw Inn. We get room for 14$ and fall into bad not without singing elephants and virtuosi prayers. In the morning we take our breakfast on a balcony with a city view and somewhere between coffee and second toast (European breakfast because our stomachs are feeling strange after starting to take malaron) we arrange guide for a day trip around Kalaw that 20 minutes later Puta (our guide) is waiting already for us downstairs and we can start trekking over nearby hills or better to say fields because we walk through tea plantations, oranges, strawberries, ginger, rice, tamarind, mango, coriander, avocado, corn and whatever you can only imagine. Trough Tayaw village habited by Palaung people, but we see only 2 pigs, kids coming back from school, pumpkin gardens and drying tea, we reach the view point on the top of one hill and where we meet tax officer with wife. The world is small. We get lunch and continue through forest to a lake which is part of the ever green forest. We make our way through the jungle with our guide in front of us breaking each branch to make it passable. Without guide we would never find this path. After second stream that we have to cross over on few branches lied down I fall of course into water. Bartek too but he has sandals and me trekking shoes… On this part of the trip we get to know not only the flora but also fauna when I suddenly get bitten by something that turns out to be leech sucking my blood. Bartek just for precaution checks his feet and discovers whole family of leeches between his toes. By removing them blood is spreading all over his feet and only more leeches are coming so we walk further as soon as possible checking our feet every few minutes. It’s already afternoon when we pass through next fields and reach Hnee pagoda with a bamboo Buddha inside. We get treated by a female monk that offers us tea and tea salad. From the pagoda we continue to Shwe Oo Min Paya which is cave pagoda where we write down a new question on our list: how many Buddha’s can you fit in 1 square meter or better to say cubic meter because they are everywhere… floor, walls, top. If you don’t have the time to go to Pindaya this is a good alternative. Maybe it’s not as big as the caves in Pindaya but for us big enough and you get a good impression already. In this way we save 1 day trip to Pindaya.
Already on the way to Pindaya we got the impression that we are somewhere in a mountain resort as Dalat in Vietnam. And the feeling is getting even stronger on the way further. All around us flowers and villas. Through whole Kalaw and the market Puta guide us back to the hotel. It’s already dark when we arrive so we wander if we are not too late to make arrangements for our further journey. Puta offers to call his friend who can help us. He doesn’t pick up his phone so we decide to try on our own and go down town ignoring that it’s 8pm on Sunday evening. Target – find a guide and arrange permit to Laikow. Most of the travel agents doesn’t know what we are talking about and second half says it’s impossible until we end up in other empty office with 2 chairs and after few minutes we hear someone coming from a bar on other street side who kills us with his wine breath by saying ‘hello’ only. But then suddenly after we explained our request and few second to think he starts a whole explanation… yes, yes, possible, first bus at 5am to Laikow, and then we need to arrange everything there, but with guide no problem, then villages, boat…hm but for boat we need to go to Pekon and ah and the permit… he can arrange tonight and the guide…yes, yes …90$ per person. We stand there speechless. Shocked we leave his office to think about what we heard few minutes ago. On Sunday night a drunk guy is promising to organize a trip and permit into controlled and not freely accessible area of Myanmar that should start in few hours….Well no risk no fun, we decide to make out of it a controlled version and negotiate the price to 80$ dollars per person and to pay half of the fee in the morning if he appears with the guide at our hotel to pick us up and second half if we arrive safely after 3 days trip at Inle. Directly we pay only 6000kyat service fee. He agrees and prepares an invoice written down with pencil on some paper and stating:
Agnieszka +1
Guide: 3 day, 1 guide
Meals: 7
Overnight stay: 2
Lagguage transfer: 2
Boat: 1
Others: Tickets (to be chosen from taxi, mountain bikes, sightseeing, bird watching, elephant camp, helpers…)
Pice: 80$
And signature. Considering the quality of the invoice we don’t even point out that he wrote down the wrong price as it should be 160$ but then everything goes very quick. We go back to our hotel, because we don’t even have money with us to pay the service fee of 6000kyat. I stay in the hotel to arrange payment and breakfast for tomorrow and Bartek runs back to the travel office to pay and meets directly Quitai an Indian boy with long hairs and our guide for tomorrow. Unfortunately the arrangement of payment have to wait because there is only an old men behind the counter who doesn’t speak English so we start to pack our things because if our drunk travel officer will still remember tomorrow morning that he sold us a trip then we have to depart at 5am. Few minutes later it knocks on the door as someone who speaks better English arrived at the hotel to enable the payment. Dow stairs we meet unspectacular men called John and after few words suddenly we start to believe in superman. It’s Sunday night and within few minutes he arranges money exchange for us, we pay for the hotel. When he hears that we arrange trip to Laikow with Johnatan (our travel officer) he only says…’oh this drunk guy’…silence and we get almost heart attack…’he is my friend’. On our question if we can trust him he starts to explain to us what we need to know about the trip to know how to behave on the way, that we should act as we are just passing by to Laikow, that we should have copy of visa and passport as they will ask us for it (I have but he takes Bartek with his bike to a nearby shop where he can make copies of his), that we shouldn’t be afraid because at check points they are only shooting when you run away without stopping; where to stop ( we even get business card for a hotel), where to go; that if there are no long neck women in the village there is always one sitting in Laikow next to a monastery and opposite of rice fields, that we need to be one night before in Pekon to get the boat…etc., including that he goes home to show us photos from his last trip to Laikow and when it turns out that they have nothing in the hotel after few minutes we get a bag with toast bread, glass of strawberry jam and two juices and apologies that he doesn’t have more. We are just sitting there drinking tea served by the older men not speaking English but trying to say something all the time and laughing out loud when Bartek calls me ‘crazy women’. We hardly believe what’s happening, this guy is a walking guide book and after even more information about Inle lake and long neck women we have to say good night and get some rest in case our trip will become true what we doubt a little bit in silence. Before going into bad quick shower that is getting a little bit more complicated because from pipe labeled as ‘cold water’ comes out hot water and from pipe with ‘hot water’ we get even more hot water’ that you cannot touch without getting burned. Even toilet water is hot. That’s new. We know showers with cold water only but that they don’t have cold water….As we are the only guests in the hotel and all rooms are open, we check neighbor’s bathroom where there is still some colder waters in the pipe and manage to take shower. We hardly can sleep from the emotions. Will the guide come tomorrow or not…Good night

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 113 wpisów113 263 komentarze263 726 zdjęć726 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
20.03.2017 - 13.04.2017
 
 
14.06.2014 - 05.07.2014
 
 
04.10.2013 - 27.10.2013