A juz wygladalo na to, ze dzis w nocy temperatura bedzie powyzej zera, ale chyba nie do konca sie udalo. No coz tak to jest jak sie jedzie pod namiot w zime. Pobudka w koronach drzew o wschodzie slonca, wiec pierwsze co to goraca kawa a pozniej sniadanie w lasku drzew kolczanowych.
Zbieramy nasze 3 graty, szybki wypad do Keetmanshoop po zakup goracego chleba i w droge. Pani od gepardow jeszcze rano nam potwierdzila, ze trasa D608 przez male gory Karas, ktora sobie upatrzylismy, jest najbardziej widokowa i faktycznie sie nie mylilismy. A do tego najlepsza frajde mielismy na ciaglym wjezdzaniu i zjezdzaniu z gorek przy duzej predkosci z efektem windy. Nasze 4x4 ma podobno wszczepionego w tylek GPS, ktory pozwala sledzic firmie wynajmujacej wszystkie nasze ruchy, wiec sie pewnie nadziwili widzac nasze wykazy do tej pory.
Po ostatnich 2 dniach pustki i traw widok zmienia sie drastycznie. Drogi natomiast nadal takie same doslownie 4 pasmowy szutr po horyzont lub nastepnego zakretu, ktore namietnie sa oznaczone znakami nawet jesli zakret nieledwie widoczny.
Tak samo jak rowniez oznaczenia drog, tak wiec bez problemu znajdujemy dorge do Hobas, skad mozna dojechac na punkty widokowe, aby obejrzec Fish River Canyon. Najpierw jednak trzeba uiscic oplate za wjazd na teren kanionu w wysokosci 80N$ od osby + 10N$ i mozemy podazyc nasza juz ukochana Hilcia (Toyota Hilux) do 5 puntkow widokowych: Hickers Point, Main View Point, Sunset Point, Edge, Sulphar Spring Point. Dalej juz nie jedziemy, bo tam prowadzi tylko niezbyt przyjazna droga 4x4 a poza tym dzis chcemy jeszcze pojechac dalej. Ale juz na tych miejscach widokowych co jeden widok to lepszy i bardziej zapierajacy dech w piersiach. Nic dziwnego. Fish River Canyon to drugi co do wielkosci kanion na swiecie. Oczywiscie nie omieszkamy zaprzepascic takiej okazji i robimy lunch nad urwiskiem a na dokladke wdrapujemy sie na jedna z wystajacych gorek.
Popoludniowa pora ruszamy dalej podazajac parkiem Gondwana wsrod zebr gorskich i strusi na polnoc.