Geoblog.pl    Katschkita    Podróże    Indie, czyli na wariackich papierach    Ranthambore Park - Jaipur - klasa AS
Zwiń mapę
2012
08
lis

Ranthambore Park - Jaipur - klasa AS

 
Indie
Indie, Ranthambhor
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6768 km
 
No i nici z wyspania sie, zbiorka o 5tej przed hotelem, zeby zalatwic bilety i dojechac do parku na poranne 3 godzinne safari. Widac tak juz ma byc. Bilety niestety trzeba kupic osobiscie w Turist Ticket Office za okazaniem paszportu, co mialo na celu zlikwidowanie wykupowanie najlepszych bieltow przez hotele. Rowniez te rezerwowane odbiera sie osobiscie w biurze. Biuro otwiera o 5:30 ale jak dojezdzamy o 5tej to juz niezla kolejka. Bilet wejsciowy 466 i 350 za Canteera i przewodnik, reszty skladnikow tej ceny nie pamietam itd. Bilety na jeepy rozchodza sie w ciagu 5 minut, ja nawet nie probuje. Wszyscy tu sa juz jakis 2-3 raz, bo za 1wszym sie nie udalo zobaczyc. Szalenstwo. Ja mam tylko jeden strzal. Strefy sa przydzielane na zasadzie chybil trafil, wiec faktycznie zobaczenie tygrysa zalezy od szczescia. A jest ich w parku 45. Podobno strefy 1-5 sa najlepsze. Ja mam strefe druga. Ze mna wsiada tylko jeden brytyjczyk i zaczyna sie odbieranie innych ludzi po hotelach. W tym jeden gdzie oboje myslimy na poczatku, ze to jakis palac, i inny, do ktorego dojezdza sie przez mala wioske z glinianymi lepiankami, dachem ze strzechy lub samym dachem, krowami i kozami, przepiekna. Niestety zdjec nie ma, bo podskakujemy na kazdym kamyczku, ledwo co udaje mi sie utrzymac na miejescu (tylne przy barierkach - zdecydowanie nie polecam bo jedyne zajecie to probowanie nie uderzenia sie w glowe o barierke przy kazdej dziurze i chowanie glowy przy kazdej galezi). Oboje trzesiemy sie i szczekami zebami z zimna, mam 3 warstwy, w tym gruba bluze, ale i tak nie daje rady. I to nie kwestia niewyspania tylko jest po prostu bardzo zimno. Komplet jest, wjezdzamy do parku piekna brama i rozlozystymi drzewami.... i na dzien dobry wita nas pochowek przy drodze (dla tygrysa). Doslownie po prau krokach widzimi slady tygrysa, ale raczej stare, wiec tu go raczej juz nie ma. Jedziemy dalej. Rzuca jeszcze gorzej niz po ulicach, wiec zero zdjec tylko na przystankach, a park piekny, skalisty, z strumykami, zalewami, przerozna roslinnoscia...Juz chociazby dla widokow oplacalo sie przyjechac. Co chwila miajamy rozna dziczyzne, malpy, ptaki, ktorych warkot silnika wogole nie rusza. A tygrysa ani rusz. Trasa biegnie przez zmieniajace sie krajobrazy, od ala stepowych po prawie dzunglowe, az dojezdamy do koncowego przystanku i po przerwie na toalety jedziemy spowrotem. Tygrysa nadal nie ma. Na prostej wylotowej nagle poruszenie i chmara samochodow przepychajaca sie, zey cos zobaczyc. My nic nie widzimy, ale byc moze tygrys jest w poblizu, bo dziczyczna wydaje ostrzegawcze znaki i dlatego takie poruszenie. Ale nic nie widac. Po chwili jedziemy dalej. Widzimi jeszcze krokodyle na pocieche chyba i wyjezdzamy. Spowrotem w hotelu slysze opowiesc, ze dzis rano jeden tygrys wyszedl z parku i chodzil po ulicy. To tyle do kwesti szczescia. Pocieszam sie poznym sniadaniem w postaci Malai Kopta (jeszcze lepsze niz wczorajsza Palak Peneer) na tarasie i wymiana wrazen z innym brytyjczykiem, ktory tez tu mieszka.
Pakuje sie z zalem, bo bardzo mi sie tu podobalo i o 14 na pociag do Jaipuru. Tym razem punktualny, mam bilet na klase CC czyli siedzenie, bez klimatyzacji. W moim sektorze oznaczonym na peronie, wagon nie ma oznaczenie, wiec sprawdzam. Okazuje sie byc klasa 3A czyli klimatyzowana lezanko, siedzeniem, z 3 pietrowym lozkiem. Moj niby obok, chce przejsc ale sie nie da, bo przejscie zabite blacha, wychodze na zewnatrz i ide do niby mojego wagonu, pan w drzwiach potierdza, w drziwach, bo dalej nie da sie juz wejsc. Pelno, nawet nie sprawdzam przez okno co sie dzieje w srodku (choc moglo wcale nie byc zle). Biorac pod uwage plecak ide spowrotem do klasy 3A, bo widzialam tam lezanke w wejsciu przy ubokacjach, pusta, ktora zajmuje. Po jakies chwili jedna pani pyta czy nie mam rezerwacji, mowie, ze mam na CC, ale tam pelno i czy to problem jesli zostane tutaj. Mowi, ze nie a jakby co to mam przyjsc po nia to wszystko wytlumaczy, a pelno podobno przez Diwali festiwal, w zwiazku z czym kazdy ma 15 dni urlopu. Na koniec oferuje mi herbatke, grzecznie dziekuje. Ruszamy. Jak zawsze stanowi atrakcje, tym razem ludzi przechodzacych lub udajacych sie do ubikacji (jakby kto pytal to czysta i zero zapachu nawet sie jej nie zauwaza). Ruszamy, po chwili okazuje sie, ze zajelam miejsce obslugi 1wszej klasy. Jeden sie przysiada a drugi stoi. Robie miejsce, ale dopiero po chwili sie odwaza. Siedzimy sobie w milczeniu. Dostaje bez pytania herbatke, pozniej przekaske, z ktorej rezygnuje. Niesmialy pan patrzy sie na mnie jak w lusterko i ciagle usmiecha. Drugi kladzie sie w polowie w szafce za naszym siedzeniem a w polowie na lezance i probuje spac. Na wszyskich przescieradlach i sciereczkach dla 1wszej klasy. Niesmialy po chwili wpada na pomysl, zeby schowac tam moje plecaki. Nie udaje mi sie skutecznie zaoponowac, wiec wszystko laduje w szafce. A drugiemu zostala ledwie szparka na glowe. Pozbawiona przewodnikow, aparatu i przede wszystkim podporki w postaci plecaka, siedze skulona, zeby widziec cos przez okno, bo jest ponizej mojej wysokosci wzroku. Krajobraz stepowo-sierpniowy i dopiero teraz rzuca mi sie w oczy, ze plaski jak w Holandii. I co jakisz czas tylko krowy, owce, kozy i przede wszystkim pojedynczy ludzie gdzies na polach, in the middle od nowhere gdzie dokad okiem siegasz zero jakich zabudowan, a plasko to widac daleko. Gdzie oni mieszkaja? Moja kontemplacja zostaje przerwana kolejnym pomyslem Niesmialego, ktory z czelusci szafy wyciaga plaska poduszke pod plecy, zebym nie siedziala tak skulona. Drugi tylko kreci glowa. No nie, ja wiem, ze on chce dobrze, ale teraz musze siedziec prosto i nic nie widze, wiec wyginam sie jeszcze bardziej. Ale tak naprawde to niedosc, ze zabralam mi miesce, to jeszcze mnie tak ugaszczaja. W Europie to by sie nie zdazylo. Jest mie jeszcze bardziej glupio. Ale jakiekolwiek rozmowy nawet na migi nam nie wychodza. W koncu dojezdzamy do Jaipuru, jeszcze raz dziekuje i wysiadam. Uzbrojona w liste trzech hoteli, ktore wynikly z rozmow z innymi podroznikami, przedplaconym tuk-tukiem wybieram sie do Hotelu Kailash w samym centrum. Gdyby nie fakt, ze Jaipur jest tak rozrzucony i sam dojazd nam zajal wieki i to, ze mam malo czasu w Jaipurze, to bym sie na niego nie zdecydowala, ale z owych wzgledow zostaje. Pokoj lata swej swietnosci przezyl wieki temu, ale jak na swoje mozliwosci czysty i bez robactwa. Lazienki nie bede komentowac. Na ale mysle, ze jakosc odpowiada cenie. Szybkie odswiezenie sie i dzwonie do Brazylijki, ktora poznalam w kafejce przy Taj Mahal i z ktora mialam nocowac, a ktora zdecydowala sie jendak wyjechac z Jaipuru dzien wczesniej, tzn dzis w nocy i z ktora sie umowilam choc na kawe przed wyjazdem. Nie odbiera. No to ide na miasto. Lokalizacja faktycznie rewelacyjna, na bazarze Johari, 100 metrow od Hawa Mahal, Jantar Mantar i palacu. Blakam sie bazarem, ktory jest huczaca aleja ze skelpikami pos arkadami, ustrojona jak na jarmarku. Po chwile mam dosc naganiaczy, halasu i swiatel i zbaczam w boczne uliczki, gdzie nogi poniosa. Klimaciarsko, nadal bazarowo, ale w lokalnym stylu blakam sie, az slysze muzyke i za nia podazam. Trafiam do najwiekszej swiatyni Kryszny w Jaipurze, gdzie odbywaja sie modly w postaci muzycznej i symbolicznej. Zostaje az do konca. Czuje sie jakbym byla swiadkiem czegos wyjatkowego. Nie chce mi sie wychodzi, ale w koncu wstaje i w trakcie zakladania butow podchodzi do mnie chlopaczek i czestuje, czyms do jedzenia, co dla nich oznacza blogoslawienstwo. Widze, ze inni tez sie dziela. Pobuje, slodka masa, jak utarte slodkie i surowe, kruche ciasto.
Po kilku godzinach, kolejnymi bazarami, kolo palacu, Hawa Mahal i Jantar Mantar i przystankiem na kolejne snacki z glebokiego oleju. (Poki co moim faworytem jest jeden z calym chili w srodku) zmierzam do hotelu. Za oknem huk ulicy, ale dla mnie na dzis starczy. Jutro Jaipur za dnia.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
kvolo
kvolo - 2012-11-10 11:55
O! Nadal żywa! I dzielna :-) Od razu dwa wpisy! :-D Uściski!
 
 
zwiedziła 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 113 wpisów113 263 komentarze263 726 zdjęć726 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
20.03.2017 - 13.04.2017
 
 
14.06.2014 - 05.07.2014
 
 
04.10.2013 - 27.10.2013