Relaksu ciag dalszy. Sniadanie na dachu hotelu. Gdzie spotykam kolejnych ludzi z wczesniejszych miejsc. Para hollendrow z pociagu do Jaisalmer, para Austriakow z Jaisalmer, Polak z Kanady, z ktorym dzielilam tuk-tuka w Jaisalmer, co chwila natykam sie na ludzi, ktorych spotykalam po drodze i powoli to jak jedna wielka podroznicza rodzina.
Zar leje sie z nieba, wiec dzis nigdzie sie nie ruszam. Przy kolejnym lassi wymieniamy sie doswiadczeniami z Indii. W oddali slychac nadal fajerwerki. O 1wszej organizuja mi taksowke na lotnisko.
Lotnisko kameralne nie sposob sie zgubic i przeoczyc rytualu. Wchodzisz, 1wsze scannowanie bagazu zdawanego, czekanie, jedno okienko na check-in, ktore otwiera, odprawia wszystkich i powrot na miejsca czyli czekanie, kontrola bagazu podrecznego i osobista, czekanie. Nie wiem czy beda podawac cos w samolocie, wiec zaopatruje sie w ciasteczka wieloziarniste i wode, ktore nie wiem z jakiego ziarna sa zrobione, ale biorac pod uwage cene to chyba pozlacanego. W koncu mozemy isc do samolotu. Okazuje sie, ze jedzenie podaja. W drodze probuje sie juz dowiedziec sasiadow, dwojki braci, jak najlepiej sie dostac do Ambreesha. Po chwili rozmowy okazuje sie, ze oni w tym samym kierunku i mozemy dzielic taksowke. W sumie to oni ja placa i jakby bylo tego malo, to dla mnie bo sami przesiadaja sie wczesniej do tuk-tuka, bo jednak ostatnie metry trasy jednak sie roznia. Mnie taksowka wiezie pod sam dom i na ich prosbe wysylam chlopakom sms-a, ze dojechalam bez problemu. Ambreesh i rodzina juz czekaja i czas zaczynac obrzedy Diwali, bo najbardziej sprzyjajacy czas to 19-19:30 a mamy juz 19ta. Najpierw zapalanie swieczek z bokow wszystkich wejsc. Pozniej spiewy, modlitwa i blogoslawienstwa, karmienie bogow, dary, ...ktore moge obserwowac i po czesci uczestniczyc. A po zaczyna sie doslownie sylwester, czyli fajerwerki, ktore slychac juz bylo zreszta dluzej i bedzie jeszcze dlugo. W kompleksie, w ktorym mieszkaja jest kameralnie i rodzinnie, kazdy kazdemu zyczy happy Diwali, a dziecie wspolnie odpalaja fajerwerki, sztuczne ognie itd. Zostaje przedstawiona wiekszosci mieszkancow. Po jestesmy zaproszeni na przekaske do kuzyna. Pycha domowe jedzenie i jeszcze wiecej Kaju Ketli (slodycze z nerkowcow) i nie tylko. Az zal wyjezdzac, ale o polnocy udaje sie na lotnisko na moje dalsze polaczenie do Aurangabad. Nie zmrozylam oka i tu sie zaczyna wielkie myslenie. Pierwsze wrazenie Mumbaiu chyba mi starczy. Blok na bloku w wygrodzonych kompleksach ze straza, a przed rozpadajac e sie male domki, jak wszedzie indziej - inne niz Delhi, ale tez wielkie no i kolejne miasto.
Na jaskinie tez mi sie juz nie chce, ale wiem, ze to kwestia zmeczenie. Za to na pewno nie chce mi sie spedzic 2 dni w Mumbaiu po powrocie z jaskin. Nie checkuje bagazu, gdyby udalo mi sie znalezc cos do Goi. Ide do biura i pytam najpierw o lot do Goy na teraz, jest ale zdecydowanie za drogi. Sprawdzam wszystkie inne mozliwosci i po chwili wracam i pytam czy moge dostac bilet na pociag o 5:25 do Thivim (Goa). Niestety biura rezerwacji pociagow sa zamkniete i do 8 godz. nie ma szans. Online mi sie nie udaje, bo nie moge nic potwierdzic. Nie mam wyjscia, zdaje bagaz i czekam na lot do Aurangabad, w glowie ukladajac juz plan. Rano szybko do Ellora Caves i moze uda sie zdazyc na bus z Aurangabad do Goy na popoludniu...