To byla najlepsza decyzja. Nawet na prawie 20 godz. pozdrozy autobusem sie cieszylam, bo moglam w koncu pospac. Krajobraz za oknami zmienia sie drastycznie. Z wysuszonych stepow nagle dzungla. Dostaje poczucia wakacji. W drodze wielkie rozwazanie dokad z sasiadka, ktora tu mieszka i parka, ktora tez sie wybiera do Goy i nie ma planu. Pierwsza opcja Anjuna, a w koncu wysiadmy w Margao i busem lokalnym do Benaulim. No teraz to juz zaliczylam wszystkie srodki transportu. Autobusy, ktorymi jezdzilam do tej pory bylu super puste w porownaniu z tym. Jak wsiadamy pusto ale tylko do nastepnego przystanku, i tu sie okazuje, ze to byl blad siasc z plecakiem z tylu, bo jeszcze trzeba wysiasc. Czesc autobusu wspolpracuje i kaza nam sie zaczac przepychac do wyjscia juz 2 przystanki przed celem. I tak utykamy po srodku. Plecaki zostaja z tylu po wyjsciu podaja nam przez okno.
Zalatwiam autobus powrotny, bo wiem, ze moze byc problem (miejsc na pociag juz dawno nie bylo) i szukamy noclegu. Castello Coco Huts. Moze nie najwyzszy standard, ale cena tez nie, a za to Chatki na piasku i z furtki na plaze. Dlugo nie potrzebujemy i ladujemy po lunchu (Paneer Sahi Kurma - hm jak budyn o posmaku smietanowym z wisniami, trzbea sie przywyczaic) na plazy. Kamerlanie, nieturystycznie, woda super, zasypiam na lezaku pod daszkiem i laduje baterie. Wieczorem na wioske, ktora jest rownie kameralna, zielona i przyjazna. Kafejka internetowa, w ktorej o dziwo graja polska muzyke, albo jeszcze moje zmysly juz zupelnie zwariowaly. Jutro moze wypozyczymy rowery i zwiedzimy okolice, albo bedziemy dalej leniuchowac. Pelen relaks i swoboda wyboru. Tego bylo mi trzeba:)
Ostatnia noc i dobre miejsce zby uczcic je gorzka zoladkowa;)