Geoblog.pl    Katschkita    Podróże    I BOLIV I can manage    Ladujemy na ksiezycu?
Zwiń mapę
2013
27
lut

Ladujemy na ksiezycu?

 
Boliwia
Boliwia, Salar de Uyuni
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11322 km
 
Pierwsze doswiadczenie z zimnym prysznicem. Jak do tej pory zawsze sie nam udawalo. Teraz prawie tez bo okazuje sie, ze ciepla wode wlaczyli pol godzinny pozniej. Wszystko tutaj zdaje sie byc na czas...internet jest tylko w nocy, elektrycznosc tez jest limitowana...Po sniadaniu (ktore chyba dostalismy z tego wzgledu, ze zarezerwowalismy wycieczke...hostel jest jaki jest, ale pan przemily i bardzo sie stara) wygrzewam sie jak salamandry na sloncu. Czekamy na jeepa, ktory zabierze nas nad jezioro. Wyjazd o 10:30 ale 11:00 tez przeciez jest dobra a po 11:00 nawet lepiej ;). W koncu znajduje sie samochod, ktory moze nas zabrac. Dla waszej informacji, nawet jesli wykupiliscie wycieczke w konkretnej agencji i tak nie ma 100% pewnosci, ze nie wyladujesz w innym samochodzie. My chyba zalapalismy sie na samochod zabierajacy tych co nie pasowali gdzieindziej...(kazdy rezerwowal w innej agencji), ale i tak trafiamy na mila grupke. Starsze malzenstwo z Niemiec i mloda parke ze Szwecji. I wyruszamy. Cmentarz lokomotyw 15 min. za miastem, ktory warto odwiedzic samemu, a nie w ramach wycieczki, bo wszystkie tak zaczynaja i jest po prostu tloczno, a w sumie jest to niesamowicie klimatyczne i w pewien sposob magiczne miejsce. Porzucone, zapomniane dziela sztuki metalurgicznej z gorami w tle i torami biegnacymi do horyzontu. Nastepnie odwiedzamy wioske Colchani, gdzie mozemy podziwiac tutejsze rekodziela, czyli stragany z pamiatkami. Wioska zyje z soli i to z soli wlasnie zbudowane sa domy. Stamtad jedziemy prosto na jezioro soli (Salar de Uyuni). Surrealistyczne, nieziemskie, niezapomniane i nie do opisania. Wedlug planu zatrzymujemy sie w miejscu, gdzie pracuja gornicy soli, czyli pan z lopata usypujacy gorki. Kawalek dalej jest hotel z soli, gdzie kierowca przygotowuje nam na rozlozonych drzwiach od bagaznika lunch z...miesem lamy i Quinua, warzywami i owocami na deser. Po kolejne sesje zdjeciowe, spacer na boso po soli i niechec opuszczania tego miejsca, ale musimy. Przez Uyuni, gdzie ladujemy reszte prowiantu i ruszamy do miejsca noclegowego. Podroz trwa 3 godziny. Przez widoki stepowo-pustynne z lamami i od czasu do czasu flamingami. Po drodze mijamy coraz czesciej inne wycieczkowe samochody stojace na poboczu, bo cos sie zepsulo. Nasz kierowca tylko raz sprawdza kolo, bo cos lupocze, ale jedziemy dalej, gdy nagle wjezdzamy w burze z piorunami. Jeden uderza jakis kilometr od nas. Wtedy tez okazuje sie, ze wycieraczki nie dzialaja, bo bezpiecznik nie styka. Leje a droga, to ubity piasek posrodku...piasku, wiec nic nie widac. Oskar (kierowca) wiec zgiety wpol jedna reka dociska bezpiecznik a druga kieruje... Ale dojezdzamy do wioski Alota z kolejnego pustynnego stereotypu, gdzie tylko wiatr i piasek hula po ulicach. Ku naszemu zaskoczeniu (patrzac po fasadzie) hotel okazuje sie bardzo ok. Z malwami w korytarzu (wewnatrz budynku!) i lozkiem z materacem jak wodny. Wbrew informacji przy rezerwacji dostajemy wszyscy osobne pokoje a nie 6-osobowy, wiec jest super. Dostajemy herbate lub kawe z ciastkami i czas wolny do kolacji. Gdy spacerujemy po wiosce widzimy inne samochody i turystow, ktorzy wiemy, ze zaplacili 2 razy wiecej, a i tak maja takie same warunki. Co znowu potwierdza nasza teorie, ze nie wazne gdzie robisz rezerwacje....
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (8)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 113 wpisów113 263 komentarze263 726 zdjęć726 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
20.03.2017 - 13.04.2017
 
 
14.06.2014 - 05.07.2014
 
 
04.10.2013 - 27.10.2013