W Oruro jestesmy o 2-giej w nocy. Szwedom doslownie w biegu z jednego autobusu do drugiego udaje sie przesiasc na bezposredni autobus do La Paz. To byl tez nasz orginalny plan, ale poniewaz przez zmiany w Uyuni i CBBA mamy troche wiecej czasu, robimy przystanek w Oruro. Alex twierdzi, ze o tej porze wszystko bedzie pozamykane i chce czekac przed stacja autobusowa (ktora rowniez jest zamknieta) az sie zrobi jasno, czyli jakies 4-5godzin... Ja mam inne zdanie na ten temat i za moja namowa pytamy taksowkarza, ktory rowniez nie widzi problemu i wiezie nas do wybranego hostelu. 10min pozniej spimy w wygodnych lozkach. Hotel Repostero w centrum, gdzie dostajemy do wyboru pokoj z dywanem za 200Bs albo bez dywanu za 150Bs...haha biorac pod uwage, ze przynosimy ze soba pol pustyni z poprzedniej wyprawy, nie robimy klopotu i wybieramy ten bez dywanu. Mniej lub bardziej wyspani po sniadaniu lapiemy bus nr. 1 z glownego placu i jedziemy do muzeum antropologicznego (wejsciowka 5 Bs), ktore jest znane ze swej kolekcji kamiennych lam i wielu znalezisk spolecznosci Aymara, Colla i Chipayas z okresu przed Inkami. Ale rownie ciekawa jest sama droga do i spowrotem przez uliczki pelne zycia i rynkow, bo dzis sobota. Na jeden chce wrocic, ale najpierw na stacje autobusowa, gdzie znowu zalatwienie biletow. Okazuje sie, ze kupno biletu na jutro do La Paz nie jest mozliwe, bo to dopiero jutro...W biurze turystycznym (informacja byla zamknieta) pytamy sie o kilka szczegolow, co warto zwiedzic i co my planowalismy na jutro. Po krotkiej rozmowie z Jose Antonio dajemy sie namowic na wycieczke do Cala Cala, gdzie mozemy ogladac rysunki na skalach i wspiac sie na same skaly. Wejscie do skalnych malowidel jest ogrodzone i zamkniete na klodke, a straznika ani widu ani slychu. Co jednak zupelnie nie przeszkadza Jose, ktory buduje stopien z kamieni i przeskakuje przez plot. My podazamy. Wogole stara sie niesamowicie, odbiera nas z hotelu, dostajemy picie i slodycze, robi nam milion zdjec i nawet zabiera nas nad jezioro Uru Uru (ktore mielismy w planach jako spacer na jutro) i w koncu wyrzuca nas przed hotelem, po drodze odbierajac z nami jeszcze nasze pranie. Hm rysunki na skale moze i warto zobaczyc, a w szczegolnosci krotka wspinaczka i natura dobrze nam robia po kilku dniach w samochodzie i autobusie. Jezioro Uru Uru natomiast...hm bez komentarza. Dobrze, ze nas dzis tam zabral, bo jutro bysmy byli rozczarowani. Przez prawie ze slamsy na obrzezach Oruro dojezdza sie do rozlewiska, ktore zaczyna sie prawie jak wysypisko smieci. Dalej moze i jest ladnie, ale pada i my rezygnujemy. Rowniez jesli chodzi o jutro. Oruro jest pewnie niesamowitym miastem w czasie karnawalu i z tego jest znane, ale tak poza tym to raczej mozna je pominac. W zwiazku z tym decydujemy jutro nie zostawac dluzej i jechac wczesniej do La Paz.