Ostatni dzien, wiec nie ma sie co bawic. Nie mam nic do stracenia, wiec dzis moj pierwszy 6000cznik...haha, w snach. Nawet ja mam granice;). Ogolnie pakowanie, placenie i spacerwoanie po miescie. Dzis dotarlismy w koncu do Muzeum Municipal za cale 4 Bs., ktore sklada sie z 4 muzeow, ale to jedno, ktore nas w sumie najbardziej interesowalo czyli Muzeum Metali Szlachetnych, gdzie w koncu mialam nadzieje zobaczyc cos wiecej od Inkow, niestety jest w remoncie... A wiec opuszcze Boliwie nie widzac ani jednego muzeum Inkow, poza jedna sala ceramiki w CBBA. A podobno wszystko kreci sie wokol Inkow...Ale jak widac dzis i przez cale ostatnie 4 tygodnie ten kraj ma swoje prawa i logike. Jutro czeka nas 32 godzinna wyprawa spowrotem. 32 godzinna poniewaz jak juz do Boliwi Iberia zupelnie pozmieniala loty (w sumie to jestem szczesliwa, ze akurat nie strajkuja) i mamy 11 godzinna przesiadke w Limie...Niestety kolega na pomysl wykorzystania tych 11 godzin na zwiedzienie samej Limy a nie czekania na lotnisku, kwituje tylko, ze droga z lotniska to najbardziej niebezpieczna droga z wieloma napadami i on sie nigdzie nie rusza....Hm, nie mam sily nawet reagowac. Juz sie ciesze na to, ze sie wyspie i mam nadzieje, ze jeszcze dlugo beda mi sie snily te przepiekne krajobrazy.
Dzieki wszystkim za kibicowanie i wsparcie i do zobaczenia na nastepnej wyprawie.