Geoblog.pl    Katschkita    Podróże    Myanmar - czyli Do's and Don'ts    Lokalnie / Local
Zwiń mapę
2013
09
paź

Lokalnie / Local

 
Birma
Birma, Mingun
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1058 km
 
Dzien zaczynamy wycieczka do Mingun, gdzie trzeba sie przedostac promem i oczywiscie jest wersja dla turystow i lokalnych i w ramach co wolno a czego nie wolno w sumie nie mamy wyboru. W Mingun npo kilku metrach wyrywamy sie z naszej wycieczki i naszym ulubionym sposobem, czyli od zaplecza przez lokalne podworka dochodzimy do pagody Mingun, ktora jest pozostaloscia megamani krola Bo-daw-hpaya wybudowania najwiekszej swiatyni buddystycznej na swiecie a na pewno juz takiej, ktora jest widoczna z oddalonej o 20km Amarapury. Ta 170m budowla ulegla jednak zniszceniu przez trzesienie ziemi, ktore pozostawilo rysy w scianach. Bartek gdy odkrywa schody na szczyt koniecznie chce wejsc, nawet jesli wstep zabroniony i wymysla sprytny plan, zebym ja zostala nadole i odwracala uwage. No nie wiem czym, chyba spiewajac piosenki. Udaje mi sie go jednak przekonac, ze przy 35 stopniach, to moze taka srednia przyjemnosc wspinac sie 170m po schodach i idziemy dalej do zburzonych kamiennych sloni, najciezszego na swiecie funkcjonujacego dzwona z ksiegi rekordow Guinnesa az trafiamy do lsniacej biela Hsin-byu-me-pagode, ktory ma symbolizowac gore Meru z indyjskiej mitologii. Niesamowity w pelnym sloncu. Tu szlak sie konczy, ale my podazamy dalej wsrod domkow na palach i scianach z bambusow, gdzie toczy sie codzienne zycie. W lokalnym barze przysiadamy na herbate i zastanawiamy sie jaka jest instrukcja obslugi, bo dostajemy szklanke wywaru z mlekiem kondesowym, ktory moze ujsc za herbate lub esencje i do tego termos goracej wody. Panowie obok nas juz skonczyli, wiec nie da sie podpatrzec, ale decydujemy sie na wersje herbata. Wieczorem w przewodniku wyczytujemy wogole, ze zielona herbata jest wszedzie za darmo i teraz rozumiem dlaczego panowie sie tak smiali, jak zaplacilismy za herbate. Przez kolejne drobne pagody, sklepiki i reszte wioski wracamy na prom i juz spowrotem w Mandalay zmierzamy taksowka do kolejnego klasztoru tekowego Shweinbin, ktory znowu wywoluje w nas efekt westchnienia (wlacznie z karambolami naokolo, ktore tak jakos przypadkiem zablakuja sie w naszym plecaku) i zachwytu i myslimy, ze juz lepiej byc nie moze, gdy dojezdzamy do klasztoru Shwenandaw pod gora Mandalay,do ktorego nie doszlismy pierwszego dnia i ktory zapiera nam dech w piersiach, bo nie dosc, ze tekowy to jeszcze zlocony w srodku i rzezbiony na kazdym centymetrze powierzchni. Nie dziwi nas to, gdy wyczytujemy, ze to orginalna czesc palacu w Amarapurze, ktora zostala przeniesiona do Mandalay. Tu znowu nam sie przydaja bilety zbiorcze, ktore kupilismy wczoraj. Spowrotem wracamy przez pagode Kuthodaw, czyli wielka ksiege za dnia i podazamy na rynek pod gora Mandalay w nadzeji na buleczki na parze, ale na to niestety jeszcze troche za wczesnie. Ale za to podjadamy kolejne snacki w postaci jajeczek. Jest jasno i mamy czas, wiec postanawiamy jednak isc do palacu, ktory spisalismy na straty po to tylko chyba, zeby sobie potwierdzic, ze nie warto, bo za murami normalnie 2 hektary koszarow i normalnego zycia i tylko na srodku palac, ktory nie robi wrazenia. Zato wrazenie zrobila para mloda, ktora miala akurat sesje zdjeciowa, na ktory i my sie zalapalismy w ramach egzotyki dla nich. Z palacu ulica 19sta prosto do hotelu. To znaczy prawie prosto, bo najpierw przystanek w lokalnej jadalni, gdzie kolejka na ulice, wiec na pewno dobre. Dostajemy talerz blizej nie zidentyfikowanej zupy z makaronem i pierozki. Kolor jak wszystko tu szaro bury. Pierozki super. Zupa bez efektu wow, ale zjadliwa. Nastepny przystanek rynek, szukamy normalnej herbaty, ale w zamian za to Bartek kupuje longi, czyli tutejsza spodnice. Dalej na pieszo pozdrawiani przez mieszkancow podazamy do hotelu, gdy znowu natrafiamy na buddystow tzn, tym razem mniszki pedzace wezykiem do klasztoru. Wyglada na to, ze tylko my i mnichowie przemieszczaja sie na pieszo, a reszta zmotoryzowana. Ku uciesze mniszek ustawiamy sie w rzedzie razem z nimi i chwile podazamy razem, zanim my skrecimy w inna strone. Ostatnie zakupy zywnosciowe i koczymy dzien na tarasie przy piwe Mandalay z kubka (smakuje jak piwo tylko ma dziwny pomaranczowy kolor), ciasteczkach i karamboli ukradzionej z klasztoru Schweinbin i wymiejniajac sie spostrzezeniami na temat nurtujacych nas od poczatku pytan, ze wszystko tu jest koloru brudnej wody (wlacznie z poranna kawa). Mandalay jest duze i sklada sie z prawie samych klasztorow. Po 3 dniach obserwacji statystycznych dochodimy do wniosku, ze birmanczycy chyba jednak nie nosza majtek pod longi (3 ludzi z kilkuset ktorych mijalismy zdecydowanie mialo bielizne, od dzis Bartek zawyzyl statystke do 4). Nadal nie znalezlismy odpowiedzi na pytanie ile stup/pagod przypada na jednego mieszkanca....Na dobranoc jeszcze placimy, bo jutro porany wyjazd i zupelnie niespodziewanie organizujemy sobie hotel w Baganie, bo mama zapytana o to czy zna jakis i moze polecic zaczyna wymieniac jak ksiazka telefoniczna, naco Bartek tylko stwierdza, ze bez basenu sie obejdziemy i ma byc tanio. Na co mama stwierdza, ze tak oczywiscie ona wie czego nam potrzeba i po jednym telefonie i burzliwej rozmowie dostajemy adres hotelu, gdzie mamy rezerwacje i gdzie nas odbiora z promu. Mama jest the best.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
We start the day with a trip to Mingun by ferry. Of course there is a ferry for tourists and local people and according to the motto ‘Do’d and don’ts’we are forced to take the tourist ferry. In Minug itself after few minutes we get off the track for tourists and explore the Mingun pagoda from the back side via local backyards. But the pagoda with 170m is not to oversee as it’s result of mega mania of king Bo-daw-hpaya, who just wanted to build the biggest Buddhist temple in the world or at least one that is visible from the 20km away Amarapura. Unfortunately the building was devastated by earthquake and broke in several places. Nevertheless Bartek discovers stairs leading to the top and desperately wants to climb there. As it’s of course prohibited the only way is me staying downstairs and catching attention of everyone (I don’t know with what, singing…) but I manage to persuade him that maybe climbing 170m stairs in 35 degrees and full sun is not the best idea and we walk further to the broken stone elephants and the heaviest working bell that is registered in record book of Guinnesa and finally to the shiny white Hsin-byu-me-pagoda, which symbolize Meru mountain from Indian mythology. Amazing in the beautiful full sun. The tourist rout ends here so we walk further between the houses on polls with wooed walls and observe the life of village. We stop at local bar for a tea and discuss how to drink it since we get glass of tea that could also do as an essence and a can of hot water. Local people next to us already finished so we cannot look what they are doing. We decide to use it as tea. Later today we will find out in the guide that green tea is for free everywhere and that was probably the reason why everyone was laughing when we were paying. Thruough other smaller pagodas, the sellers stands and the rest of the village we return to the ferry and in back in Mandalay we take taxi to the teak monastery Schweinbin, which causes other wow effect. (including star fruit trees that surprisingly ends up in our back). We think there is nothing to top it until we get to Shwenandaw monastery on the bottom of the Mandalay hill that we didn’t manage the first they and that makes us speechless again, because it’s not enough that it’s teak wood with carvings all over but also covered with gold inside. It makes more sense when we discover that the pagoda was art of the palace of Amarpura and was moved here. Here we can use again our combo ticket that we bought yesterday. Afterwards we go back via the Kuthodaw pagoda ( the biggest book in the world) that we see during day time for the first time to the market at the bottom of the Manadalay hill with the hope that we can buy steamed dumplings again but it seems to be too early. We find replacement in form of other deep-fried snacks and since we have still plenty of time until sunset we decide to go to the fort that we actually wanted to avoid. And we were right to think so since it turns out to be a mainly a military base with normal houses and only in the middle is place without wow-effect. The best thing about this palace was a wedding foto shooting that we were invited too ...probably because we are so good looking foreigners ;) From the palace following the 19th street we head in the direction of our hotel but stop several times on the way. First stop at local food place full of people and serving only one dish so it needs to be great being so popular. We get a not identified soup with noodles and fried dumplings. Color as everything here dirty grey. The dumplings were great and the soup without wow-effect but eatable. Next stop market. We are searching for normal tea leaves but instead Bartek is buying traditional longi (the local skirt). We continue barefoot and greeted by the locals when we are passing by. It’s only as and the monks wlaking. Everyone else is either by bike or cars. We are working on the foreigner’s image ;) At some point we mix with a group of female monks coming back from dinner and that they consider very funny. We walk together for a while until we turn into our street. Last food shopping and we finish the they on the porch with Mandalay beer and star fruit from the monastery and exchanging our brilliant observations and answering questions that follow us from the beginning such as: everything has a color of dirty water (including the morning coffee); Mandalay is big and consists mainly of monasteries and monks. After 3 day of statistical observation we come to the conclusion that they are not wearing underwear under the longis (only 3 out of hundreds people had definitely underwear, as of today +1 since Bartek raised the statistics with his longi). Still we couldn’t answer the question how many pagodas are per one Brumes person...Before going to bed we pay for the hotel as we have to start early in the morning and just out of courtesy we ask our mum if she knows any hotels in Bagan and suddenly she starts to list thousands of hotels and after confirmation that we don’t need swimming pool but just cheap place to sleep after one call and heavy discussion we get a reservation including pick up form the ferry. Wow that was easy. Mum is the best.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 113 wpisów113 263 komentarze263 726 zdjęć726 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
20.03.2017 - 13.04.2017
 
 
14.06.2014 - 05.07.2014
 
 
04.10.2013 - 27.10.2013