Geoblog.pl    Katschkita    Podróże    Myanmar - czyli Do's and Don'ts    Kto ma krem do opalania?
Zwiń mapę
2013
22
paź

Kto ma krem do opalania?

 
Birma
Birma, Ngapali Beach
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2408 km
 
Budzimy sie bez budzika szczesliwi, ze moglismy sie wyspac, poczym sprawdzamy zegarek, ktory pokazuje 6:50 wiec wybuchamy smiechem. Na stolowce na tarasie nad plaza jestesmy pierwsi i mamy ciezki wybor stolika z widokiem morza z prawej czy z lewej, no to moze po srodku. Szumu morza juz nawet nie slyszymy. PO sniadaniu przenosimy sie na lezak 2 metry dalej. Po czym widzimy rozkladajacych sie panstwa od masazu i po szybkim rekonensansie przenosimy sie 2 metry dalej i dajemu ugniatac wedlug tradycji Rathing przez bita godzine za cale 8$. Poczynajac od stop po czubek glowy wlacznie. Najpierw palcami, pozniej dlonmi, pozniej lokciami, pozniej kolanami a na koncu stopami. Miodzio
Jest godzina 10, co by tu jeszcze zrobic. Nakremowac sie i spacer na skalki, po czym po wyjsciu uswiadamiamy sobie, ze przeciez jest przyplyw, wiec skalki sa zalane. Ale spacer po plazy nie zaszkodzi. W mijanych resortach widzimy po czesci ludzi, ktorzy lecieli z nami rolozonych plackiem na lezakach. Wracamy, zostawiamy rzeczy, kapiel w morzu i idziemy w druga strone, mijajac po drodze kolejne resorty ( z czego wiele lezy odlogiem i dziczeje), syrenke na skale (daleko szlismy, ale zeby od razu do Danii;)), zbierajac muszelki i wyrownujac opalenizne. Dochodzimy, az do konca resortow, gdzie jest zatoka dla rybakow, za ktora zaczyna sie kolejna wioska i tak jakbysmy wrocili na Birmanskie szlaki. Rozpdajace sie chatki, smieci, pelno psow i dzieci. Tak wiec Ngapali to jedna mydlana kolorowa banka z armia ludzi zamiatajacych rano plaze. Ale biorac pod uwage, ze w calym Ngapali na wszystkie hotele i resorty ciagnace sie kilometrami jest moze w sumie jakies 100 turystow, czyli plaze mamy praktycznie na wylacznosc to naprawde mi to nie przeszkadza i z przyjemnoscia popluskam sie przez kilka dni w mydlanej bance. Tak wiec w roli leniwcow po jakichs 12km spaceru i kolejnej kapieli w morzu ladujemy na lezaku z piwkiem, ktora konczy sie drzemka. Gdy zagladamy do naszego bungalowu tam wszystko czysciutkie i blyszczace i poukladane na kancik, wlacznie z moja sukienka plazowa powieszona na wieszaku, a ktora po prostu rzucilam na lozko wychodzac. Pelna rozpusta. Po czym my zrobilismy pranie ciuchow w wiaderku, porozwieszalismy na plotku, zeby wyschlo, przerobilismy kosz na smieci na lodowke na wode, piwo i wino (ktore jeszcze musimu kupic) i poczulismy sie jak w domu.
Jest odplyw wiec wieczorkiem spacer na skalisty cypel, ktory byl zalany rano wsrod pol do pilki noznej powstalych na odslonietej plazy i lokalnych chlopcow w longii zawinietych na krotkei spodenki z efektem stringow i ganiajacych sie za pilka. Skalki sa nieziemskie i w ich obliczu geologia nabiera znaczenia, bo mozna wyczytac cala historie jak po slojach drzewa. W drodze powrotnej zabiaramy leptopy i idziemy do pobliskiego resortu Thande, ktory podobno ma internet, ale poza komarami, ktore na dzien dobry napadaja na nas jak jak piranie nic tam nie zyskamy, gdyz polaczenie jest zbyt wolne, zeby zaladowac jakakolwiek strone. Zaczyna lac, wiec slalomem wsrod krabow, ktore dostaly chyba bzika albo zostaly ogluszone przez burze, bo wylazly wszystkie i polataja sie nieskoordynowane pod nogami zupelnie sie nie bojac, biegniemy do Sunsetview, czyli naszej restauracji na piasku, ktora wlasnie przemeblowuje cala restauracje, bo pada. Ale nie szkodzi, bo w 3 minuty zbudowali dla nas nowy stolik pod daszkiem z reklamy kawowego mixa i przy swieczce z banbusa zamawiamy grillowana rybe, curry z krewetkami i rozkoszujemy sie sokiem z limonki i kokosa. Padac przestaje chwile pozniej, ale obsludze zajmuje jeszcze chwilke zanim pozbieraja sie z zamieszania wywolanego deszczem, co konczy sie tym, ze dlugo czekamy na nasze jedzenie i juz obmyslamy plany jak upolowac i przygotowac snujace sie kraby. Ale w koncu dostajemy wlacznie z salatka w ramach przeprosin za zwloke i bananami z woka w miodzie, za ktore Bartek jest w stanie zabic, a ktore sa po prostu jako deser w gratisie. Zadowoleni wracamy przez ‘pola krabowe’ i rozkladamy sie na lezakach ze wzrokiem wbitym w aksamitne niebo mieniace sie gwiazdami jak od swarowskiego. Padamy o 21:17, ciekawe o ktorej bedzie pobudka
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
kvolo
kvolo - 2013-11-02 10:23
No pomyślałby kto, że bananki to Tobie nie smakowali i jadłaś je 'na odczep' :-P
 
 
zwiedziła 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 113 wpisów113 263 komentarze263 726 zdjęć726 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
20.03.2017 - 13.04.2017
 
 
14.06.2014 - 05.07.2014
 
 
04.10.2013 - 27.10.2013