Nasz camping to w sumie muzeum, bo na srodku jest caly skansen, ktory mozna zwiedzac. Przy sniadaniu obok plotu przechodzi cala procesja dzieci w mundurkach biegnacych do szkoly i na nasz widok pozdrawiajacych nas z daleka i zatrzymujacych sie przy plocie z zapytaniem czy nie mamy...cos tam, dlugopisu, olowka, ...No niestety.
Zbieramy sie. Robimy szybki wypadk na uzupelnienie zapasow w Ondangwe w shopping male z najnowszymi butiquami (wlacznie z wloskim obowiem) i supermarketem. Samo miasto dzis tez wyglada juz o wiele lepiej. Dzielnie uczetsniczac w natezonym ruchu drogowym ( ilosc samochodow i predkosc porownywalna do korka) zagladamy jeszcze na stacje i poczte i ruszamy dalej.
Dzisiejszy cel to Etosha. Punkt 12:00 stawiamy sie w King Nehale Gate skracajac sobie droge z gory, ktore czasami jest opisywane jako tylko dla zorganizowanych grup, ale przetestowalismy i jedyne chaczyk polega na tym, ze na bramce dostaje sie tylko kwitek wjazdu, a oplate trzeba uisic w Namutoni, tzn. w campie, czyli i tak po drodze. W zwiazku z tym, iz wjechalismy o 12:00 to o tej porze musimy rowniez wyjechac za 2 dni, bo tak sa liczone doby parkowe, albo trzeba placic za kolejna dobe. A wjazd do parku kosztuje 80 od osoby+10N$ za samochod za dobe parkowa. Co nas troche dziwi, bo spodziewalismy sie jednorazowej oplaty za wjazd do parku. Do tego dochodzi jeszcze oplata za camping 100N$ od osoby+200N$ za campsite za noc. Prawdziwa maszynka pieniedzy. Tu juz nie ryzykowalismy i noclegi rezerwowalismy na stronie NWR 2 tygodnie przed wyjazdem, zeby miec pewnosc, ze mamy miejsce. Choc i tak juz wtedy okazalo sie, ze camping w Okaukuejko byl pelny i spimy 2 razy w Halali, z czego w sumie teraz sie cieszymy, bo logistycznie wychodzi nam to super. W drodze do campingu zwiedzamy juz pol parku. Najszybciej schodzi nam w fortecy Namutoni, bo komercyjny klimat jakos nas nie zacheca. Za to po drodze, w krzakach, trawach, na drogach zyrafy, dziki, impale, zebry, gnu, nosorozec. Po prostu kumulacja. Jeszcze tylko slonia brakuje... ktory wyrasta przed nami doslownie w momencie, gdy wypowiadam te slowa. Do Halali dojezdzamy juz z bananem od ucha do ucha i po kolejnym parkowaniu co do centymetra Bartek zaczyna procedure zbierania drewna na ogien, po oklicznych trawach,pod i na drzewach itd. W koncu musimy jakos zrobic braai, czyli po tutejszemu grilla. Na deser ubieramy jeszcze cieple sweterki i wieczorowa pora idziemy na nalezace do campingu oczko wodne, ktore w przypadku Halali jest oddalone troche od campingu, co jest o tyle lepsze, ze jest bardziej zaciszne. (W Okaukuejko jest np w srodku i ciagle ktos tam chodzi i slychac caly camping). Gdy dochodzimy przed nami tylko oswietlona woda i pustka, poza publicznoscia z wytezeniem wpatrujaca sie w ciemnosc. W tym cala banda nastolatkow bez opieki, wyperfumowanaych tak, ze chyba zaden zwierzak sie nie zblizy. Cale szczescie siedzimy pod wiatr.
Tylko gdzies pod skalkami poruszenie, bo przemyka sie jeden z bardziej jadowitych wezow. Doslownie 5 minut pozniej pojawia sie pierwszy nosorozec a za nim drugi. Poza tym, ze doszly to prawie martwa natura, bo jak skamieniale stoja i pija i poki one sa zadne inne zwierzeta sie nie odwazaja podejsc tylko jakies hieny przemykaja sie bokiem. W koncu odchodza na bok, niby w krzaczki albo doslownie w karzaczki, bo zaczyna sie cala kopulacja. Przy oczku pustki a nosorozce parza sie na calego w krzakach. W ktoryms momencie z boku wylaniaja sie trzy slonie , ktore zblizaja sie do wodopoju. Nosorozce dalej na calego baraszkuja, do tego ktorys zazyczna pierdziec, no chyba, ze to jakies odglosy godowe, to przepraszam. Slonie po napiciu sie dobieraja sie do lisci. W koncu odchodza i nosorozce chyba, tez, bo ich ani widac ani slychac. Jakas hiena odwaza sie podejsc i pozniej znowu pustka. Caly teatrzyk. Juz chcemy sie zmywac, gdy slyszymy lamane galezie i trabienie slonia. Nagle wylaniaja sie z drzew. Jeden, drugi, trzeci, przy 20stym przestajemy liczyc. Nie wiadomo w ktorym kierunku sie patrzec. Wow. Gdy odchodza nagle nastaje absolutna pustka. Dzis chyba juz nic tego nie przebije. Tak wiec konczymy dzien.